African Road Trip 2018 #5 – Mali

African Road Trip - Mali

Udało się. Jesteśmy w Mali. Zanim tu przybyłem ten kraj jawił mi się jako odległe miejsce w Afryce Zachodniej. Jakie mam z niego wspomnienia? Niezbyt przyjemne. Niestety od jakiegoś czasu panuje tam wojna domowa i niestety ci źli wygrywają. Ale nie uprzedzajmy faktów… To będzie wpis troszeczkę bardziej edukacyjny.

Z samego rana przekroczyliśmy granicę Senegal-Mauretania. Jak wszędzie w Zachodniej Afryce był to proces żmudny, pełen formalności, papierków, podpisów, itp. Ale udało się. Jesteśmy w Mali. Pierwsze z czym się zetknęliśmy to mnóstwo małych sklepików i kramów. Przysiedliśmy w jednym i zamówiliśmy dwie malijskie karty SIM. Zorganizowanie dwóch kart (w sklepiku, który tym się zajmował) i zainstalowanie ich w naszych dwóch telefonach trwało około 2 godzin. My mamy zegarki a oni mają czas. Wszystko jednak przebiegało w bardzo miłej atmosferze, byliśmy wciąż pozdrawiani i pytani jak się czujemy i czy podoba nam się w Afryce. No podoba. Nawet bardzo.

Warto przy okazji wspomnieć o tym, że bardzo duże zdziwienie wywoływał fakt, że my, biali ludzie z dużymi pieniędzmi (taki tam stereotyp) z własnej woli pakujemy się do miejsca jakim jest Zachodnia Afryka i przemierzamy ją ot tak sobie, bo lubimy. Oni tego nie rozumieją, ale szanują, zbiją piąteczkę i życzą szerokiej drogi!

Mali

Mali jest siódmym co do wielkości krajem w Afryce ze stolicą Bamako. W strukturze gospodarczej kraju przeważa rolnictwo oraz rybołówstwo. Niektóre z bogactw naturalnych Mali to złoto, uran czy sól. Średnia długość życia wynosi 53 lat. Mali jest trzecim krajem na świecie pod względem największego współczynnika umieralności niemowląt. ONZ zalicza Mali do grupy jednych z najsłabiej rozwiniętych państwa świata. W Mali dominuje islam, szacuje się, że 90% Malijczyków to muzułmanie.

W XIV wieku Mali było jednym z trzech najbogatszych państw świata, razem z Chinami i Persją(Iranem).

Jesteśmy w Mali!
Tak chcieliśmy jechać

Po wjechaniu do kraju chcieliśmy uzupełnić zapasy w Kayes, po czym ruszyć do stolicy – Bamako. Wiedzieliśmy, że ze względu na rebeliantów nie mamy szansy zobaczyć Timbuktu, ale chcieliśmy chociaż dotrzeć do Djenne, Mopti i przejechać przez Kraj Dogonów. Robiliśmy dokładny research trasy i w momencie wyjeżdżania z Europy miejsca te były jeszcze pod kontrolą rządu. Czy się udało? Czytajcie dalej.

Timbuktu

Miasto nad Nigrem, założone około XI wieku. Przez wieki Timbuktu stanowiło centrum intensywnej wymiany handlowej między Czarną Afryką a berberyjską i islamską Afryką Północną, a za jej pośrednictwem także z Europą. Ze względu na względną niedostępność miasta, upowszechnił się na poły mityczny obraz Timbuktu jako odległego i egzotycznego miejsca. W XIV wieku Timbuktu miało 5 razy więcej mieszkańców niż ówczesny Londyn i było najbogatszym miastem na świecie.

Miasto Timbuktu występuje w kulturze Zachodu jako symbol odległego, tajemniczego miejsca, odgrywa szczególną rolę w filmie i literaturze. Występuje przykładowo w wielu produkcjach Walta Disneya, m.in. komiksach o przygodach Kaczora Donalda, serialu Czarodziejki czy filmie Aryskotraci. Jest jednym z głównych miejsc akcji serialu Tajemnice Sahary.

Pierwsze co zauważyliśmy, jadąc przez ten kraj, to niesamowicie zły stan dróg. Coś porównywalnego z senegalską drogą z Tambacounda do granicy. Tu jednak zauważyliśmy ludzi, którzy ręcznie zasypują dziury. Pracują przy tym całe rodziny. Jedni przynoszą kamienie, inni je rozłupują, a jeszcze inni zasypują tym dziury w drodze. Wygląda to co najmniej dziwnie.

Z uwagi na napiętą sytuację w kraju musieliśmy się obowiązkowo meldować na każdym wojskowym posterunku, które były oddalone od siebie o 30-40 km. Tak naprawdę posterunki owe pojawiły się już w Maroko, ale wtedy nie przywiązywaliśmy do nich dużej wagi (choć zatrzymywać się było trzeba). W Mali owe posterunki były doskonałym źródłem informacji o sytuacji na drogach. A dokładniej o bezpieczeństwie. Jeśli dostaliśmy zgodę na podróż do następnego posterunku – jechaliśmy dalej.

Jedyny posterunek, gdzie pozwolono nam zrobić zdjęcie. Okolice Segou.

Pierwszym miastem, do którego zawitaliśmy było Kayes. Właściwie od razu po wjechaniu do miasta zaczepił nas miejscowy i spytał czy przypadkiem nie chcemy sprzedać jednego z aut. Chcieliśmy. Jednak zaproponowana cena była dla nas nie do przyjęcia i do transakcji nie doszło (czego jednak później żałowaliśmy…). Dowiedzieliśmy się za to czegoś innego. Ów jegomość, który nas zatrzymał okazał się Dogonem. A przecież jednym z naszych punktów na mapie było Mopti i Kraj Dogonów. Jednak to co od niego usłyszeliśmy lekko nas zmroziło… „Co? Do Mopti? Jak Wy to chcecie zrobić? Nawet ja się tam boję jechać. Miejsce jest opanowane przez rebeliantów.” Wtedy zapaliła nam się pierwszy raz czerwona lampka, która później świeciła już cały czas.

Poza tym pierwszy dzień dzień minął bez niespodzianek, ot cały dzień w drodze. Po zachodzie słońca zatrzymaliśmy się w jednym z miasteczek (nie pamiętam nazwy), gdzie zjedliśmy pyszne frytki i zasnęliśmy na stacji benzynowej.

Podobnie jak w innych krajach afrykańskich, wszyscy grają w piłkę
Podobnie jak w innych krajach afrykańskich, wszyscy grają w piłkę
Boiska są dosłownie wszędzie
Boiska są dosłownie wszędzie
Taki widok to nic nadzwyczajnego
Taki widok to nic nadzwyczajnego
Tu można zatankować
Tu można zatankować
Tam na lewo, gdzie jest grupka ludzi usiedliśmy i zamówiliśmy frytki. Przygotowywał je młody chłopak, wrzucał nam je na talerze prosto z oleju. Pamiętam, że były bardzo dobre i bardzo tanie. A także to, że byliśmy niemałą sensacją w tym miejscu.
Tam na lewo, gdzie jest grupka ludzi usiedliśmy i zamówiliśmy frytki. Przygotowywał je młody chłopak, wrzucał nam je na talerze prosto z oleju. Pamiętam, że były bardzo dobre i bardzo tanie. A także to, że byliśmy niemałą sensacją w tym miejscu.
Taki miałem widok przed zaśnięciem
Taki miałem widok przed zaśnięciem

To chyba czas żeby opowiedzieć jaka jest geneza obecnej sytuacji w Mali. Będzie trochę historii.

Jak już wcześniej wspomniałem w W XIV wieku Mali, razem z Chinami i Persją, było jednym z trzech najbogatszych państw świata. Na północy Mali, w regionie zwanym Azawadem, od zawsze żyli Tuaregowie, którymi nikt się za bardzo nie przejmował. W przeszłości Tuaregowie wielokrotnie występowali zbrojnie przeciwko władzom. Przyczyną tamtejszych wystąpień były fatalne warunki życia Tuaregów. Nomadowie żyjący w Mali i Nigrze żyli w ubóstwie i byli dyskryminowani przez kolejne rządy, nie byli dopuszczani do władzy. W 2007 malijscy nomadowie rozpoczęli na niespotykaną dotąd skalę ataki na siły wojskowe. W lipcu 2008 większość grup rebelianckich podpisało zawieszenie broni, a konflikt został zażegnany w maju 2009 po wcześniejszej ofensywie armii.

Pamiętacie akcję z obaleniem Maummara al-Kaddafiego w 2011? Otóż on, broniąc się, zatrudniał najemników między innymi z terenów Mali. Kaddafi został obalony, Libia „wyzwolona”, Tuaregowie powrócili na pustynne tereny. Jednak tym razem byli już porządnie uzbrojeni, zorganizowani, a dodatkowo narobili sobie znajomości w Al-Kaidzie i pokrewnych grupach terrorystycznych. Powstała organizacja Ansar ad-Din (Obrońcy Wiary), mająca powiązania z Al-Ka’idą Islamskiego Magrebu. Bardzo aktywni stali się także fundamentaliści islamscy z Zamaskowanej Brygady i Ruchu na rzecz Jedności i Dżihadu w Afryce Zachodniej. Ugrupowania te były wspierane przez nigeryjskie Boko Haram, Front Obrony Muzułmanów w Czarnej Afryce oraz Ansar asz-Szari’a. Ekstremiści domagający się wprowadzenia prawa szariatu.

W wyniku powstania Tuaregów, toczącego się od stycznia do kwietnia 2012 walk, 270 tysięcy ludzi musiało opuścić swoje miejsca zamieszkania. Mauretania przyjęła ponad 56 tysięcy uchodźców, Burkina Faso – ponad 46 tysięcy, Algieria – ok. 30 tysięcy, a Niger – ponad 29 tysięcy. 107 tysięcy Malijczyków pozostało w kraju, ale musiało porzucić domostwa. Wystąpiły ponadto problemy z dostarczaniem pomocy humanitarnej ze względu na opanowanie Azawadu przez rebeliantów. Pustynne regiony zmagały się z kryzysem żywnościowym

Gorąco polecam film Timbuktu, który moim zdaniem idealnie pokazuje obecną sytuację w Azawadzie.

Bamako

Kolejny dzień to droga do Bamako. Bez większych niespodzianek, jednak malijskie widoki wciąż mnie zadziwiały. Uwielbiam ten afrykański folklor. Inny świat.

Zwróćcie uwagę na tablicę rejestracyjną!

Do Bamako dotarliśmy wczesnym popołudniem i pojawiło się pytanie – gdzie nocować? Ceny na bookingu zwalały z nóg. Kawałek za miastem znajdował się camping – Le Campement Kangaba. W czerwcu 2017 dokonano tam zamachu terrorystycznego. Uzbrojeni napastnicy wdarli się na teren campingu i wzięli zakładników. O godzinie 15.40 czasu lokalnego uzbrojony napastnik wjechał motocyklem na teren obiektu, krzycząc „Allah akbar”. Tuż po nim na teren kompleksu hotelowego wjechało samochodem trzech dżihadystów, którzy zaczęli strzelać. Na miejsce skierowano malijskie oraz francuskie jednostki specjalne. Zginęły co najmniej dwie osoby, ale 36 zakładników zostało uwolnionych. Trzech napastników zostało zastrzelonych podczas akcji, a jednemu udało się zbiec.

Sam camping wyglądał tak:

Wywnioskowaliśmy (słusznie), że po takiej akcji camping ten powinien być jednym z lepiej strzeżonych miejsc w kraju. Mieliśmy rację. W tym momencie Le Campement Kangaba wyglądał jak fort. Podwójny mur, zasieki z drutu kolczastego, wieżyczki strażnicze, dokładne kontrole aut wjeżdżających i wyjeżdżających (nie ważne, że na moment na stację, i tak pełna kontrola). Jak się później okazało – było to najbezpieczniejsze miejsce w Bamako. Poza tym, że było tam bezpiecznie, camping był też relatywnie luksusowym miejscem (i dość drogim). Stwierdziliśmy, że odpoczniemy tam i przygotujemy się do dalszej drogi. W międzyczasie zobaczymy Bamako (jednak z racji obaw o bezpieczeństwo zrezygnowaliśmy z jakichkolwiek spacerów i postanowiliśmy nie wysiadać z auta.

Przedmieścia Bamako
Przedmieścia Bamako
Droga do centrum
Jedna z ulic Bamako
Widok na „downtown”, widoczna rzeka Niger
Jeden z mostów na Nigrze

Odpoczęliśmy, ogarnęliśmy się, przygotowaliśmy do drogi – po trzech dniach nadszedł czas, aby znowu ruszyć w trasę. Zbierając się do wyjazdu i pakując auta poznaliśmy pewną parę z Holandii, która właśnie dotarła na camping. Dowiedzieliśmy się od niej, że są holenderskimi dyplomatami w Mali i właśnie w tym momencie stąd uciekają. Dlaczego? Dlatego, że jest tu bardzo niebezpiecznie. Tego samego dnia z samego rana wszyscy pracownicy ambasad dostali specjalną wiadomość o niezwykłym niebezpieczeństwie i sugestię aby opuścić kraj. Na czym polegało niebezpieczeństwo? Otóż według danych wywiadu w Bamako znajduje się specjalna komórka terrorystów, która jest tam tylko po to aby porwać lub zabić jak największą ilość białych. Podobno każdy wjazd i wyjazd z miasta są obserwowane i terroryści wiedzą o każdym obcym w mieście. W tym momencie przypomnieliśmy sobie nasz wesoły rajd po mieście dzień wcześniej… Serce zaczęło bić mocniej.

Para, którą spotkaliśmy miała dwójkę dzieci i obecna sytuacja sprawiła, że postanowili Bamako zamienić na Bali. Dostali opancerzony samochód i wojskową eskortę aby bezpiecznie mogli przemieścić się z mieszkania do jednego najbezpieczniejszych miejsc w okolicy – czyli na nasz camping. Teraz oczekiwali na transport na lotnisko.

18 marca 2018 sytuacja w Mali wyglądała tak.

A co my zrobiliśmy? Nie mogliśmy wiecznie siedzieć na campingu. Uzgodniliśmy, że mimo wszystko ruszamy. Szybko i pewnie, byle do najbliższego posterunku wojskowego. Z naszych informacji wynikało, że droga do Segou jest względnie bezpieczna. Stwierdziliśmy, że mimo wszystko będziemy poruszać się od posterunku do posterunku aż nie dotrzemy do Mopti.

I udało się. Z duszą na ramieniu wyjeżdżaliśmy z Bamako i z ulgą powitaliśmy pierwszych napotkanych żołnierzy. Zostaliśmy też przez nich zapewnieni, że droga do Mopti jest w pełni bezpieczna.

Wjeżdżamy do Segou!
Stacja benzynowa w Segou.

Do Djenne zostało nam trochę ponad 200 kilometrów. Tam zamierzaliśmy spędzić noc. Jednak rzeczywistość zweryfikowała nasze plany. Mniej więcej w połowie drogi, w miejscowości Fatime podczas standardowej kontroli dokumentów zostaliśmy zapytani dokąd my się właściwie wybieramy. Odparliśmy – do Djenne, a potem do Mopti. Pan oficer odpowiedział: „Serio? Ja wam tego zabronić nie mogę, ale od razu dajcie znać rodzinom, żeby zbierali pieniądze na okup. Najprawdopodobniej porwą was lub zabiją. Przez ostatnie dni linia frontu przesunęła się mocno na południe. Ostatniej nocy półtora kilometra stąd nasze wojsko zostało ostrzelane przez rebeliantów. Nie panujemy już nad tym terytorium. Ale decyzja należy do Was”. Nasza decyzja była taka, że uciekamy z Mali.

Ucieczka z Mali

Zamiast w Djenne nocowaliśmy w San. Małe miesteczko, wyglądające na opustoszałe. Mieliśmy szczęście, że znaleźliśmy hotel, w którym byliśmy jedynymi gośćmi. Następnego dnia ruszyliśmy dalej na południe po drodze napotykając targ bydła. Na tym targu to my byliśmy chyba największą atrakcją. Tubylcy bardzo źle reagowali na aparat, ale udało mi się zrobić parę zdjęć telefonem. Wieczorem tego samego dnia byliśmy już na granicy z Burkina Faso – Krajem Prawych Ludzi.

Posterunek graniczny Mali – Burkina Faso

Parę dni później w Kraju Dogonów, w okresie kiedy my mieliśmy tam być, doszło do zamachu terrorystycznego. Grupa uzbrojonych napastników ostrzelała jeden z hoteli.

W następnej części – Burkina Faso. Dlaczego zwana jest Krajem Prawych Ludzi? Co ciekawego można tam w ogóle zobaczyć? I jak prawie zostałem aresztowany w stolicy – Wagadugu.

Comments are closed.