African Road Trip 2018 #6 – Burkina Faso
Burkina Faso – Kraj Prawych Ludzi. Przejeżdżając granicę z Mali poczuliśmy ulgę. W tamtym momencie, według naszych informacji, Burkina Faso było dużo bezpieczniejsze. Formalności na granicy były krótkie, zebraliśmy parę pieczątek i ruszyliśmy dalej w głąb kraju.
A o tym co przeżyliśmy w Mali, można przeczytać TUTAJ.
Burkina Faso
Kraj ten nazywał się kiedyś Górna Wolta, jednak w 1984 został przemianowany na Burkina Faso, co w językach lokalnych znaczy „kraj prawych ludzi”. Ma powierzchnię nieco mniejszą niż Polska (274 tys km²) a mieszka tam około 20 milionów ludzi. Jest to kraj, w którego historii aż roi się od zamachów stanu, korupcji na wysokich szczeblach, dymisji i rządów wojska.
W Burkina Faso szacowana średnia długość życia wynosi poniżej 50 lat. Jest to jedna z najniższych na świecie średnich długości życia. Jest to kraj biedny, rozwijający się. Rolnictwo i hodowla zwierząt wytwarzają 32% produktu krajowego brutto, a trudni się nimi 80% ludności czynnej zawodowo. ONZ zalicza go do grupy jednych z najsłabiej rozwiniętych państwa świata.
Nie mieliśmy zamiaru zostawać tutaj długo. Wiza jednego z nas pozwalała nam na pobyt maksymalnie 72 godziny. Wiedzieliśmy też, że nie jest tu do końca bezpiecznie. Parę tygodni temu miał miejsce atak terrorystyczny w stolicy kraju. Ośmiu uzbrojonych napastników zaatakowało ambasadę francuską i kwaterę główną wojska. Wszyscy zginęli, jednak udało im się zabić 8 osób, a ranić 85 (głównie dzięki bombie podłożonej w samochodzie). Więcej o ataku można przeczytać TUTAJ. Ataki terrorystyczne w Burkina Faso wciąż trwają do dziś i obecnie nie zaleca się jakichkolwiek podróży w ten rejon kraju (stan na rok 2020).
Chwilę po minięciu granicy zgłodnieliśmy. Zatrzymaliśmy się przy pierwszym napotkanym domostwie i spytaliśmy czy możemy sobie tu zaparkować i ugotować coś do jedzenia. „Ok, no problem” – usłyszeliśmy. Wybór padł na makaron z sosem pomidorowym. Podczas gotowania zauważyliśmy, że przygląda nam się coraz większa grupka domowników. Potem zaczęli przychodzić sąsiedzi, musieliśmy być ciekawą atrakcją. Zrobiliśmy kilka ekstra porcji i rozdaliśmy je miejscowym. Widok makaronu z sosem pomidorowym wywołał i nich duże zdziwienie. Nie widziałem ani jednej jedzącej osoby. Widziałem tylko jak odchodzili za róg z pełnym talerzem, a wracali już z pustym 😉
To co, kolejny raz, nas urzekło to niezwykła uprzejmość mieszkańców. Mieliśmy wrażenie, że życzliwość i ilość uśmiechów nasiliły się jeszcze bardziej.
Plan na Burkina Faso był prosty – przejeżdżamy przez kraj w ciągu kilku dni, ale po drodze zobaczymy trzy rzeczy:
- Cascades de Karfiguél – wodospady Banfora, podobno największa atrakcja turystyczna kraju.
- Bobo-Dioulasso – drugie największe miasto w kraju. Interesował nas Wielki Meczet położony w tym mieście.
- Wagadugu – stolica kraju.
W Bobo Dioulasso odpoczęliśmy, wyspaliśmy się, a naszym autom zrobiliśmy gruntowny przegląd wraz z wymianą oleju. Byliśmy gotowi do dalszej drogi.
Po dwóch dniach dotarliśmy do Wagadugu. Podekscytowany jadę przez miasto (jakoś kręcą mnie stolice), wyciągam aparat i fotografuję. W pewnym momencie zatrzymuje nas patrol wojska. Nic nowego, myślę. Patrol jak patrol. Żołnierz każe mi wysiąść z auta, bierze mój paszport, ale nie do końca rozumiem co próbuje mi przekazać. Wołam więc Marka, który dużo lepiej zna francuski. Po krótkiej rozmowie słyszę:
– Paweł, oni cię aresztują.
– Co? Jak to?
– Po prostu. Mówią, że idziesz do więzienia.
– Ale za co?
– Podobno za fotografowanie budynków militarnych.
Tego mi było trzeba, myślę sobie… Okazało się, że po niedawnych atakach terrorystycznych, wojsko w Burkina Faso jest niezwykle wyczulone na wszelkie łamanie prawa czy wykroczenia. A fotografowanie wojskowych obiektów należy do poważnych wykroczeń w tym kraju. Z tym, że ja żadnego wojskowego budynku nie fotografowałem…
– To już wyjaśnimy później – mówi wojskowy.
– Paweł, chyba naprawdę musisz z nimi iść – tłumaczy Marek.
– Ponegocjuj z nimi o łapówkę, na bank da się to jakość załatwić – proszę Marka.
– No właśnie to robię już od jakiegoś czasu. Problem polega na tym, że on nie chce słyszeć o żadnej łapówce. Masz z nimi iść i już. Aparat konfiskują, a auto masz zostawić tu gdzie jest.
W tym momencie byłem już przerażony nie na żarty. Więzienie czy areszt w zachodniej Afryce to zdecydowanie nie miejsce, gdzie chciałbym się znaleźć. Nie tylko wtedy, ale w ogóle. Nigdy! Jak się pewnie domyślacie, udało nam się wydostać mnie z tej sytuacji. Jak? Poprosiliśmy wojskowego o rozmowę z jego przełożonym. Ten spojrzał na mnie, na ostatnie zdjęcia w aparacie, wziął równowartość 80 złotych i życzył szerokiej drogi. Ot, Afryka.
Postanowiliśmy jechać prosto do Togo. Wiedzieliśmy, że do granicy dotrzemy w nocy. Ale w Burkina Faso już niespecjalnie chcieliśmy być.
Kolejne przygody były już w Togo (zahaczyliśmy też o Benin). A tam – kolebka Voodoo, upał i wilgoć i sprzedaż aut polskim mnichom. Stay Tuned!
Comments are closed.